Malwina, Mikołaj, Marcel, Milan – tak nazywają się czworaczki, które 17 października przyszły na świat w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. Dzieci urodziły się w 32 tygodniu ciąży. Największy Mikołaj waży 1600 gram, najmniejsza jest dziewczynka – waży 1400 gram. Aktualnie dzieci czują się bardzo dobrze, ale pozostają pod czujnym okiem położnych i lekarzy z oddziału intensywnej terapii w Klinice Neonatologii USK. Mama, 30-latka z Suwałk wraca do zdrowia po cesarskim cięciu.
Do porodu zespół Kliniki Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka oraz Kliniki Perinatologii i Położnictwa przygotowywał się jak do wielkiej bitwy. Planowanie rozpoczęło się już co najmniej tydzień wcześniej. Najpierw w Klinice Neonatologii zmieniono grafiki – na ten dzień obsada była większa, podobnie jak na pierwszą noc. Potem zaplanowano szczegółowo każdą minutę po porodzie. Kto będzie zajmie się pierwszym noworodkiem, kto drugim, trzecim i czwartym. Gdzie będą stały inkubatory. Jak dzieci zostaną przewiezione do Kliniki Neonatologii. Na przyjęcie małych pacjentów przygotowano oddział intensywnej terapii – (jest tam osiem stanowisk, wczoraj zajęte były tylko dwa). Przygotowane zostały inkubatory, aparatura wspomagająca oddychanie, nowe respiratory z WOŚP. Na wszelki wypadek ściągnięto ze szpitalnej apteki leki (sterydy) na dojrzewanie płuc. Perinatolodzy zabezpieczyli dodatkową krew i specjalne leki wspomagające obkurczanie się macicy dla mamy. Wczoraj na bloku porodowym zebrało się w sumie ponad 20 osób: 5 neonatologów, 8 położnych neonatologicznych, 2 położników, 2 anestezjologów, pielęgniarz anestezjologiczny, 3 położne instrumentariuszki. Poród – cesarskie cięcie – rozpoczął się o 9.50. O godzinie 9:55 wszyscy usłyszeli donośny krzyk Mikołaja (1600 gram, 41 cm długości), minutę później na świecie pojawił się Marcel (1420 gram i 44 cm długości), o 9.57 Milan (1580 gram i 42 gram) a na końcu Malwina o 9:58 (1400 gram, 42 cm).
Szczęśliwymi rodzicami czworaczków są mieszkańcy Suwałk – Urszula i Szymon Witkowscy. Mają już jedno dziecko – 2,5 letnią córeczkę Maję. Obecna ciąża – to już czwarta ciąża Pani Uli – pierwsza i trzecia zakończyła się poronieniem. Małżeństwo marzyło o drugim dziecku.
– Kiedy na początku ciąży zaczęłam plamić, wpadłam w przerażenie – opowiada pani Ula. – Przestraszyłam się, że mogę tę ciążę stracić. Szybko przyjechałam do Białegostoku, do swojego położnika. On mnie zbadał i mówi, że z ciążą jest wszystko w porządku, ale na USG widzi czwórkę dzieci. Pierwsza myśl? Przerażenie. Kolejne dwa tygodnie przepłakałam. Pojawił się strach, jak sobie z tym wszystkim poradzimy. Mąż jakoś szybciej się pozbierał. Wszyscy starali się mi dodać otuchy.
Ciąża przebiegała prawidłowo do 21 tygodnia. Wtedy, podczas badania połówkowego, okazało się, że jest zagrożona. Pani Ula 2 sierpnia trafiła do szpitala. Ostatnie 11 tygodni spędziła na oddziale patologii ciąży w USK.
– Szczególnie trudne były te pierwsze tygodnie, kiedy dosłownie bałam się wstać z łózka, by nie doszło do poronienia – mówi.
Potem powoli, z tygodnia na tydzień oswajała się z sytuacją. I z każdym tygodniem rosła nadzieja, że uda się tę ciążę utrzymać. Mąż co tydzień, w weekend, przywoził jej córeczkę.
– Mała była bardzo dzielna, nie płakała – mówi z dumą pani Ula. – Tylko ostatnio rozpłakała się w żłobku, bo zobaczyła, że inne dzieci są odbierane przez mamy.
Państwo Witkowscy oboje pracują w Suwałkach. Mają 5 osobowy samochód i kupione na kredyt 61 mkw mieszkanie.
– Tylko najgorzej, że mieszkanie jest na 3 piętrze bez windy. Bez męża nie ma szans, żebym wyszła na spacer – martwi się Pani Urszula. – Wiem, że to nie jedyne wyzwanie, teraz nasze życie zmieni się o 180 stopni.
To drugie czworaczki w 60-letniej historii porodówki USK (rozpoczęła działalność latem 1963 r).